La Casbah

Esme

- Czyli e jesteście już oficjalnie razem? - zapytała niepewnie.

Brendon

- e..nie, nie...
pokręcił szybko głową.
- my po prostu... się lubimy, chyba tak ...

Esme

Uśmiechnęła się niewinnie.
- To bardzo interesujące. - dodała i po krótszym zastanowieniu zdecydowała się na jeszcze jedno martini.

Brendon

- widzę, że nie bardzo chcę ci się w to wierzyć, huh?
zerknął na jej martini z uśmiechem

Esme

- nie skądże znowu. to wszystko przez martini. - zwaliła wszystko na alkohol jak zwykle.

Brendon

pokiwał tylko głową z uśmiechem.
- a czemu ktoś taki jak ty sam przychodzi do klubu, nie masz chłopaka?

Esme

- Nie mam chłopaka. Jestem wolna, czasami samotna, a czasami spotykam starych przyjaciół. Hm, a w klubach poznaję nowych znajomych. Czasami przypadkiem kogoś na jedną noc. Właściwie tak wygląda moje życie w tym roku. - zaśmiała się, bo w sumie stwierdziła że jej życie jest dość żałosne. xd

Brendon

- ciekawe...bo w sumie opisałaś mój cały życiorys.
mrugnął do niej i upił łyka jej martini.

Esme

- Wygląda na to, że jesteśmy do siebie podobni. - odpowiedziała z uśmiechem zamawiając OSTATNIE cosmo.

Brendon

- ale trzeba się ustatkować...
pokiwał głową z powagą.
- kiedyś.
dodał po chwili.

Esme

- Kiedyś.. Ale na razie... - nie dokończyła tylko uśmiechnęła się i wlała w siebie cosmo.

Brendon

- tak, ale na razie zabijaj swoje biedne niczemu nie winne szare komórki
zaśmiał się parząc na nią

Esme

- Przestań! - kopnęła go lekko w nogę śmiejąc się.
- Właściwie nie mam z kogo brać przykładu.. Sami tu pijacy...

Brendon

- jak to nie? spójrz na mnie. przykład cnót.
wyszczerzył się słodko i teatralnie westchnął przykładając zewnętrzną część dłoni do czoła.

Esme

- Och naucz mnie mistrzu jak sie zachowywać w towarzystwie. - powiedziała ironicznie, uśmiechając się jedynym w swoim rodzaju uśmiechem.