Alle des Cygnes

szajni

-kiedy jest taka potrzeba-uśmiechnęła się figlarnie, jak to ona z resztą-idziesz dzisiaj na imprezę?-podciągnęła spodnie, które jej spadały.

Brendon

- pewnie...impreza beze mnie o nie impreza.
uśmiechnął się słodko i zerknął na jej opadające spodnie

szajni

-ta? a co takiego robisz?-była ciekawa. naprawdę i trochę tymi spodniami zjechała w dół.

Brendon

pochylił się i szepnął jej cicho do ucha.
- przekonasz się.

szajni

-no myślę-uśmiechnęła się lekko kącikiem ust-ale wolałabym wiedzieć wcześniej.

Brendon

- jakieś obawy ?
uśmiechnął się robiąc krok w jej stronę

szajni

-duże-odsunęła się od niego mimo tego że podobało jej się to.

Brendon

- a z czym związane?
nie dawał za wygraną i zrobił ponownie krok do przodu

szajni

-z tobą-włożyła ręce do swoich ciasnych rurek i przechyliła lekko głowę do tyłu.

Brendon

- przecież jestem miłym chłopcem
uśmiechnął się złośliwie.

szajni

-tego niewiem-wyjęła paczkę vogów z kieszeni-niewiem kim jesteś.-oparła się o jakiś mur.

Brendon

- żałuj.
chciał podejść do niej, ale stwierdził, że dziewczyna nie przepada za jego towarzystwem wiec stał w miejscu .

szajni

-żałuję-przechyliła głowę zapalając papierosa-może opowiesz mi kim jesteś, huh?-chciała usiąść na mur, ale była za niska ;ccc

Brendon

- nikim. Amerykanin z wielką słabością do dobrych imprez.
nie mógł się powstrzymać i podsadził ją na murek.
- jeśli chcesz wiedzieć coś konkretnego...zadawaj konkretne pytania
zmrużył oczy

szajni

-nie można być nikim-przytrzymała się go, tak żeby nie spaść-kimś musisz być. studiujesz coś?